GITARĘ TRZEBA USŁYSZEĆ
 
z Mirosławem Czyżykiewiczem rozmawia Dominika Giza
(Pismo Sudentów “Wiadomości UJ - WUJ”)
 
Zakończył się 39-ty Studencki Festiwal Piosenki, którego był Pan gościem. Kiedy wystąpił Pan po raz pierwszy, jakie są Pańskie wrażenia?
     

Z SFP byłem związany od dawna jako słuchacz, jeszcze uczeń liceum, potem student. Pierwszy raz, ale nie w konkursie, tylko jako gość zaśpiewałem chyba w 85 lub
86 roku. Myślę, że na tegorocznym festiwalu zdarzyło się coś przełomowego. Nie byłem uważnym obserwatorem konkursu, bo jako wykonawca w trzech towarzyszących Festiwalowi koncertach, w tym czasie zajęty byłem na próbach, ale sądząc po koncercie laureatów - poziom był w tym roku bardzo wysoki. No i udział mediów.
Media bardzo poważnie zainteresowały się Festiwalem, o czym świadczą choćby rejestracje telewizyjne koncertu laureatów
i koncertów towarzyszących.

 

Duże i mocno akcentujące konkurs  zainteresowanie prasy. Doceniono tradycję festiwalu, a przede wszystkim tych młodych ludzi, wykonawców
i autorów, którzy prezentują piosenkę tak różną od masowej.

 
Czy w dzisiejszych czasach wiara w poezję śpiewaną jest ryzykiem?
To, że ci młodzi ludzie wybierają taki rodzaj twórczości?
 

Wszystko zależy od profilu Festiwalu i gustu oceniających konkurs.
Z pewnością wybrany przez Jury repertuar laureatów wpływa na sposób myślenia o piosence publiczności i przyszłych adeptów śpiewania. Każdy festiwal kreuje takie wartości, które są dla niego i związanego z nim środowiska istotne. Obecnie nie ma zbyt wielu miejsc prezentacji piosenki poetyckiej, artystycznej. Kraków był i ciągle jest jej ostoją.

 
Zaśpiewał Pan w duecie z Hanną Banaszak. Nie jest to pierwsza wspólnie wykonywana piosenka.
 

To znakomita wokalistka i świetna koleżanka. Pracujemy razem
w spektaklu “Zanim będziesz u brzegu” z muzyką Jurka Satanowskiego. Jest to dla mnie nobilitacja, że mogę występować u jej boku.
Duet w piosence “Sąsiedzi” na benefisie Andrzeja Sikorowskiego to był pomysł Hani. Dwa dni wcześniej zadzwoniła i zapytała, czy możemy to wspólnie zaśpiewać. Zgodziłem się oczywiście. Miała swoją koncepcję,
to był jej pomysł i reżyseria całego zdarzenia. Myślę, że się udało.

 
Jak wspomina Pan Międzynarodowy Festiwal im. Bułata Okudżawy, który odbył się w Krakowie w maju tego roku?
 

Śpiewałem tam w duecie ze Stasią Celińską i sam jedną piosenkę
w przekładzie R. Kołakowskiego. Koncert był bardzo udany - wielkie przedsięwzięcie i niezwykła reakcja wzruszonych tym wydarzeniem ludzi. Świetna muzyczna koncepcja J. Satanowskiego. Bułat Okudżawa był mocno związany z Krakowem, środowiskami twórczymi, Polską. Miał tutaj przyjaciół. Byłem zawsze zafascynowany Okudżawą, jego sposobem obecności na scenie - spokojnym, lirycznym, pełnym zadumy i łagodności, bez scenicznej agresji, chęci podobania się. Cichym głosem opowiadał
o życiu i to był zawsze mądry roztropny ”głos w sprawie”.

 
Swoją obecność na scenie opisałby Pan zatem jako...?
 

Jest to dla mnie rodzaj “stanu transu”. Maksymalny stopień koncentracji na muzyce i tekstach. W tej temperaturze i aurze lubię zostawać do końca swoich recitali. Po koncercie następuje przebudzenie, powrót do ustabilizowanej rzeczywistości. Tak naprawdę nigdy nie wiem jak je zaśpiewam. Piosenki nigdy nie pozostawały dla mnie do końca ustalonymi formami. To cały czas twórcza na nowo praca, żeby coś nowego wyświetlić w tekście lub wierszu, zaakcentować inne muzyczne znaczenia. Ciągle czegoś poszukuję i “bawię” się frazą chociaż na pierwszy “rzut ucha” to zawsze te same piosenki.

 
Co pojawia się pierwsze: tekst czy muzyka? Co pomaga nakreślić zarys utworu?
 
Piszę dużo muzyki, chcę też napisać kilka nowych piosenek.
Szczerze mówiąc - nie mam teraz na to zbyt wiele czasu. Od trzech lat jestem w rozjazdach, wolne chwile staram się spędzać z córką, Olgą
i trochę odpoczywać. Nie jestem zawodowym tekściarzem i pisanie przychodzi mi teraz trudniej. Podziwiam ludzi, którzy potrafią coś napisać
w jeden wieczór. To jest wielka umiejętność, której chyba nie posiadam. Ostatnio nie mogę się skoncentrować lub - nie potrafię zaakceptować tego, co napisałem. Dawniej teksty spadały jak z nieba, często ręka “sama” pisała całą nową piosenkę. Tak powstał np. utwór “Tańcz” chociaż musiałem potem z niego wiele wykreślić okrojoną całość poddać kosmetyce. Przy pisaniu “Tańcz” zdarzył mi się zresztą dziwny twórczy rodzaj świadomości .który ostatnio rzadko mnie dotyczy. Za to np. “Program dnia” pisałem prawie 7 lat. Nic nie przychodziło mi do głowy, nie wiedziałem jak skończyć, a w koszu lądowały kolejne zwrotki... “Sam na sam” pisałem 3 lata.
Teraz też mam kilka takich piosenek, które cierpliwie poprawiam.
 
Jest jeszcze pewna ciekawa historia, związana z powstaniem piosenki “Kocham”.
 
Tak, opowiadam o tym czasem podczas recitali. Kiedyś wraz z koleżanką przetłumaczyliśmy z hiszpańskiego tekst, który w ludowym oryginale nosił tytuł “Alfonsina”. Opowiadał o młodej, nieszczęśliwie zakochanej poetce. Pewnego ranka dziewczyna wstaje znad biurka, na którym leżą białe, puste kartki, oświetlone nocną lampką. Wychodzi z domu. Idzie nad brzeg oceanu i na nic nie zważając, wchodzi w jego odmęty. Wchodzi, żeby już nie powrócić. Piosenka opisuje potem jej podwodne perypetie. To wszystko ma taki bajkowy charakter. Napisałem do tego swoją pointę. To właśnie “Kocham” z płyty “Ave”
 
Pana pierwsza płyta “Autoportret I” ukazała się w 1989.
Proszę opowiedzieć jak doszło do jej nagrania.
 
Nagranie tej płyty było możliwe dzięki “trójkowej” akcji Janusza Deblessema “Płyta dla autora”, zrealizowanej przy wsparciu Polskich Nagrań i tygodnika ITD. Słuchacze telefonowali do Trójki i głosowali na piosenki. W sumie miało powstać pięć płyt. Powstały dwie: Andrzeja Garczarka i moja. Był to recital nagrany na żywo w Zakopanem w Teatrze im. S. I. Witkiewicza w kwietniu 1988 roku. Wtedy mało komu mieściło się
w głowie, żeby nagrać płytę przy gitarze. Po dziesięciu latach dowiedziałem się nieoficjalnie, że płyta rozeszła się w 17 tys. egzemplarzy. Zupełnie w to nie wierzyłem, byłem zaskoczony. Okazało się, że ktoś tego słucha, że dla tylu ludzi było to ważne a ja nie miałem prawie wtedy pracy.
 
A jak było z recitalem “Świat widzialny” do tekstów Josifa Brodskiego, zarejestrowanym na płycie “Superata”?
 
W Warszawie na Marszałkowskiej prosto z polowego łóżka trafiłem na mały tomik poezji Brodskiego w przekładzie Stanisława Barańczaka i Wiktora Woroszylskiego. Przez następne tygodnie czytałem, tak jak się czyta wiersze, i nie mogłem się od tego oderwać. W miarę szybko skompletowałem kilka tomików, m.in. dzięki Piotrowi Bałtroczykowi, który miał parę wydań. Przeszukałem wszystkie antykwariaty, zapytałem znajomych. W miesiąc miałem chyba wszystko, co było dostępne w języku polskim...Pracowałem przez ponad rok nad ilustracjami muzycznymi.
I w 1992 w Teatrze im. Jaracza zaśpiewałem “Świat widzialny” recital oparty na wierszach Brodskiego na spotkaniach “Śpiewajmy poezję”
w Olsztynie. Siedem lat czekałem na wydanie płyty. “Superata” została potem wydana razem z “Autoportretem”.
W nagraniu wzięli m.in. udział Zbigniew Łapiński, Zbigniew Wegehaupt, Wojciech Malina Kowalewski i Tomasz Szukalski. Nagrania sesji w 1993 roku zawdzięczam panu Janowi Borkowskiemu, II i III programowi Polskiego Radia.
 
Ostatnia Pańska płyta “Ave” powstała w 1997. Co się zmieniło o tego czasu? Kiedy planuje Pan wydanie nowej płyty?
 
Mam wrażenie, że jestem cały czas w trybie promocji tego tytułu, walki
o moją publiczność, która nigdy mnie nie zawodzi. To są świetne spotkania. Daje mi to bardzo dużo nadziei. Co we mnie wywołuje satysfakcję, to wolny wybór każdego ze słuchaczy. Płyta “Ave” nie miała wielkiej promocji.
Dużo pomógł mi III Program PR i Wielki Mag Radia Piotr Kaczkowski.
Także audycja “Gitarą i piórem” J.Deblessema. Okazało się potem, że 3 tys. egzemplarzy, które miały być sprzedane w skali roku (tak szacował producent płyty Pomaton EMI), “wsiąkło” w tydzień. Teraz ilość sprzedanych płyt sięga 18 tys. Jeśli chodzi o nową płytę, nie chciałbym zawieść tych, którzy o nią pytają, nie chciałbym też siebie ponaglać.
W tej chwili jest napisane trzy czwarte płyty, głównie do tekstów Josifa Brodskiego. Na pewno mocno już niebawem popracujemy z zespołem, który prowadzi H. F.Tabęcki .To sekstet świetnych młodych muzyków. Niecierpliwie czekam i bardzo się z tego cieszę, że będziemy mogli niebawem szlifować repertuar na nową płytę.
 
Z recitalem “Solo przy gitarze” wystąpił Pan w styczniu w Teatrze na Woli. Gitarę ma Pan specjalną...
 
Dwie godziny przy gitarze, stare piosenki dosyć trudny i wyczerpujący to recital to “Solo”. Ale o gitarze. Jest to wspaniały lutniczy instrument, królewski prezent od Bogusia Teryksa. Byłem wzruszony, kiedy ją otrzymałem. To była Jego 17. gitara i mogę powiedzieć, że i jemu i mnie przybyło pracy od tamtej pory. To wspaniały człowiek, ze specyficznym sposobem myślenia o świecie, muzyce i instrumentach, które ją tworzą.
On tworzy je doskonale Mamy wiele wspólnych tematów. A mojej gitary trzeba posłuchać, nie można o tym opowiedzieć.
 

39. Festiwal Piosenki Studenckiej , Kraków, 13.10.03