Zwykle, wchodząc na sale teatru Atelier
zastajemy tam aktora.
Zwykle ten aktor wykonuje jakąś czynność. Drze pierze
("Darcie pierza"), siedzi na scenie patrząc w dal ("Noc i sny"), lub też jest
elementem scenografii, która ożywa w trakcie przedstawienia ("Noc i sny", "To
miał być żart").
Wchodząc na salę i tym razem zastałem aktora. Był nim piasek lecący ciurkiem
z sufitu, układający się w stożek. Piaskiem pokryta jest cala scena, tworząc
tło dla tego co będzie się działo z przodu. Na stożku leżą klepsydra i
książka. Gasną światła. Wchodzi Mirosław Czyżykiewicz, pochyla się nad górką
piasku, sięga po książkę. Otwiera ja i czyta dedykacje dla Urszulki z
"Trenów" Kochanowskiego. Siada na krześle, wchodzi Hanna Banaszak i reszta
muzyków. Rozbrzmiewają pierwsze dźwięki muzyki Jerzego Satanowskiego. |
Mirosław Czyżykiewicz swoim wspaniałym
głosem przekazuje wiersz będący wstępem do innego wiersza śpiewanego przez
Hannę Banaszak. Czasem śpiewają razem, czasem Czyżykiewicz śpiewa sam. Kartki
z nutami przemijają będąc odrzucanymi powolnym ruchem przez ten niezwykły
duet.
W końcu niewiadomo kiedy koncert się kończy (wydawało się, że dopiero się
zaczął), artyści schodzą ze sceny, pozostaje tylko klepsydra pozostawiona na
stołku przez
H. Banaszak. A właściwie zostałaby gdyby
nie publiczność, która nie pozwoliła
tak szybko "zbliżyć się do brzegu"
i wymusiła bis. |